Wycieczkę na górę Żar wymyśliłem sobie już podczas wyprawy w Karkokonosze. I wreszcie nadszedł ten moment. Wyśmienite prognozy pogody oraz wolna dzień zdecydowały że datę ustaliłem na 20 maja. W wycieczce toważyszył mi kolega Spider.
Wypad rozpoczęliśmy od spotkania pod Selgrosem w Szopieniacach. Po krótkiej wymianie uwag i nakreśleniu trasy ruszyliśmy w drogę. Początkowo trasa przebiegała przez dobrze znane mi tereny Mysłowic, Imielina i Chełmka. Następny na trasie był Oświęcim. Przed dotarciem do Oświęcimia natrafiliśmy na bardzo ciekawe miejsce.

Z początku myśleliśmy że jest te kurchany to miejsce jakiegoś starożytnego kultu ale potem okazało się że są to hałdy usypywane przez pobliską kopalnie.



Po chwili przerwy na podziwianie widoków udajemy się w dalszą podróż.
Po dojechaniu do Oświęcimia gubimy drogę z powodu dużej skali mapy samochodowej.

Na szczęście przy pomocy kilku ludzi dajemy jakoś radę zpowrotem ją odnaleźć. Przejeżdżamy koło obozu Auschwitz-Birkenau i udajemy się do Brzeszcza gdzie robimy dłuższą przerwę na posiłek.

Z lewej Ja a z prawej mój towarzysz Spider
Po zjedzeniu kilku bułek podążamy przez wsie i inne zadupia do Andrychowa. Tutaj kończy się płaski jak stół odcinek i zaczynają się upragnione góry.
Zaraz za Andrychowem zaczyna się teren Parku Krajobrazowego Beskidu Małego który jak się później okazało nie jest wcale taki mały.

Wjeżdżamy cali spoceni i zmęczeni na przełęcz Kocierską ( a to przecież zaledwie płowa drogi).

Na szczycie przerwa na jedzenie, zrobienie fot i podziwianie widoków.

Dalej udajemy się wyczekiwanym zjazdem w dół do Łękawicy gdzie naszym oczom ukazuje się jezioro Żywieckie. Dalej do Międzybrodzia Żywieckiego i Wjazd na Górę Żąr.
Po drodze podziwiamy widoki z tamy na j. Żywieckim




Widok na Górę Żar z tamy

Wjazd na Żar to była już walka z własnymi słabościami (trochę kilometrów już w nogach mieliśmy) i upałem który dawał ostro popalić. I znowu zmęczeni ale zadowolenie że daliśmy rade stanęliśmy na szczycie.
Widok z Żaru(niestety widoczność była fatalna)





Zbiornik elektrowni na szczycie:


Ja na tle tablicy informacyjnej oraz kilku fajnych zabawek

Ah, znowu te zabawki;) Wtym jedna moja

i znowu......

Po obfotografowaniu okolicy czekał na nas fantastyczny zjazd, miejscami prędkość sięgała 70km/h.
Po wspaniałym zjeździe kulamy sie na pociąg do Żywca niestety po drodze mamy pecha i łapie nas oberwanie chmury. Czekamy na przejście burzy na przystanku, dzięki temu pierwszy pociąg nam ucieka a na drugi zdążyliśmy w ostatniej chwili.
No i powrót w gronie kilkunastu rowerów do domu.
Super wyprawa, kolejne szczyty zdobyte i wspomnienia które zostaną na zawsze:)