Rano pogoda byla fatalna wiec zdecydowalismy ze pojedziemy do Miedzygorza i tam sie rozbijemy. Pod drodze 2 przelecze po okolo po okolo 700m.npm. Pogoda niezafajna.
Majowa wyprawe rozpocząłem od dotarcia na dworzec PKP w Katowicach, po drodzer zachicialo mi sie pic i spostrzeglem ze zapomnialem bidonow. Bylo juz zapozno zeby wracac po bidony wiec postanowilem olac to. Z dworca udalem sie pociagiem do raciborza i z tamtad wraz z moim kompanem wyruszylismy do zlotego stoku. Piekny dzien na jazde. Okolo 6 bylismy juz w Zlotym Stoku. Postanowilismy ze niebedziemy rozbijac namiotu tylko przespimy sie w domku gospodarczym na deskach ( wlasciciel mial tartak), troche twardo bylo ale dalismy rade.
Trasa: Katowice Szopienice-Mysłowice-Kosztowy-Imielin-Jaworzno-Chrzanów-Bolęcin-Regulice Powrót ta sama trasa. Niestety zpowrotem wiatr w twarz wiec niejechalo sie zbyt fajnie, pozatym dupa mnie troche bolala, ciekawe czemu??
Po powrocie z zakopanego(3 dni bez rowera) trzeba by sie cos poruszac. Trasa przez Doline 3 Stawow, Mysłowice do Szopienic. Bardziej szczegulowo niechce mi sie pisac ;p
Standardowa trasa na Doline 3 Stawów. Zaraz jak wyjechalem z domu jakis pojebany kierowca nie ustapil mi pierwszenstwa i udezyl mnie bokiem, niezdazylem sie wypiac z pedalow i wyladowalem na jezdni. Cholerny kierowca. Podczas gdy ja lezalem i go bluzgalem on tylko zrobil grozna mine i odjechal. Mam nadzieje ze zrobilem mu pozadna ryse grrrr. Potem jakos nie mialem juz ochoty sie rozpedzac i spacerowym tepem sobie pojezdzilem. Pozatym zacieplo sie ubralem troche i wiecej kilosow nie dalbym rady wycisnac.
Najdluzszy wyjazd w tym roku. Z poczatku jakis dziadek sie chcial scigac ale odpuscilem bo wiedziale ze jeszcze troche km przedemna.przegladajac mape spotkalem go puzniej na Ochojcu nie wiem dlaczego tak perfidnie sie uscmichal jak mnie mijal. Czarna trasa która mialem jechac do pszczyny jest prawie wcale nieoznakowana iwc pojedzilem po lasach Kobiórskich troche, w koncu znalazlem droge ale na liczniku bylo 58 km a dojazd do pszczyny kosztowalby mnie jakies 30 km wiecej w obie stony, zrezygnowalem wiec i zawrocilem. Maly wypadek przezylem kiedy zjedzalem ze stromej skarpy kolo ujechalo na jakims patyku. Upadej i zdarta skóra kolo kolana. Wracajac spotkalem w Ochojcu bikera ktory zmienial detke, zamienilismy kilka slow o dziennych przelotach i srednich predkosciach a nastepnie kazdy pojechal w swoja strone. Po drodze jszcze musialm dokupic 1,5 l wody bo moj camelback 2 litrowy juz dawno sie wyczerpal. Ogolneie to swietny wyjazd i napewno wroce w tamte strony.
No i znowu krótko po okolicy. Omalo co nie przejechalem dziwczynki na dolinie, wyjechala na rolkach 10m przedemna, a ja musialem hamować z predkosci 30km/h naszczescie sprawne hamulce zalatwily sprawe i wszystko skonczylo sie dobrze.