Z Heiligenblut zaczyna się podjazd na najwyższą przełęcz w Austrii Hochtor 2504m n.p.m. Nachylenie sięga 12% miejscami a nie spada poniżej 10%. Pokonaliśmy 17 km podjazdu z bagażem. Trasa bardzo malownicza, w końcu to HohalpenStrasse tudzież GrossglocknerStrasse. Po morderczym podjeżdzie na Hochtor chwila odpoczynku, kilka fotek, potem krótki zjazd i znowu podjazd na parking pod Edelweispitze 2571m. Na parkingu zostawiamy toboły i na lekko z Przemkiem wjezdzamy na górę. Podziwiamy przepiękny widoki zjeżdżamy na dół do Bruck i Gries. Cele wyprawy zaliczone, teraz juz tylko pozostała droga do domu. Pogoda na szczęście nas oszczędza, mamy piękne słońce.
Podążamy w górę. Z rejsach jedziemy do Kotsasch potem do Gaildberg Sottel 981m n.p.m i już jesteśmy w sercu Alp Austriackich czyli Lienz. Tutaj przymusowy postój na serwis roweru Przemka (dopełnienie płynu hamulcowego) i dalsza wspinaczka do winkler i Heiligenblut 1300m n.p.m . Nocleg na polu kempingowym. Dosyć ciężki dzień.
Fatalna pogoda. Musieliśmy przez nią skrócić Trekking w Alpach. Chwilami czekamy na przystankach na poprawę pogody ale ta nie chce się zmienić. Trasa Vrsić 1620m n.p.m - Kranjska Gora - Vursenpass 1071m n.p.m - no i wita Austria - Arnoldstein - Hremagor i Rejsach. Nocleg na gospodarza.
Z Postojnej ruszamy na Idrije potem Tolmin i Bovec. Nocleg na jakimś polu nieopodal Kempingu. Podczas rozkładania namiotów zaczyna padać i dotego zjawia się właścicielka pola z wiadomością że mamy się zwijać bo jak nie to wezwie policje. Fatalna sprawa zwijać się w deszczu. Po kilku chwilach gdy juz jesteśmy w 50% spakowani zjawia się jej syn i oznajmia ze jednak mozemy zostac 1 noc. Cała noc pada. Z rana także tracimy około godziny zanim udaje nam wyczekać przerwe w opadach i się zwinąć. W tym dniu zaczyna się przerwa od rowerów i zaczyna trekking po Alpach Julijskich. Nie będę się rozpisywał na ten temat zbytnio. Zdobyte szczyty: Jalovec 2645m n.p.m Prisojnik od strony Prisojnikowego skalnego okna 2547m n.p.m Razor 2061m n.p.m Planja 2453m n.p.m Pihavec 2419m n.p.m Bovski Gamsovec 2392m n.p.m Triglav 2864m n.p.m
Zbieramy się szybko. Próbuję podpompować tylne koło ale podczas tej czynności popsuła się jedyna pompka pod wentyl presta i zeszło całe powietrze. Jedynym wyjściem było przeszukanie całego kempingu za takową pompką. Na szczęście udaje się i o godzinie 7:30 budzę Włochów którzy chętnie użyczają pompki i od tej chwili mam opony jak kamień. Strata 40 minut. Dzisiejsza trasa jet bardzo męcząca ze względu na upał i specyfikę wybrzeża Chorwacji które jest strasznie pagórkowate. Jedziemy przez Rijekę i docieramy do Rupy gdzie znajduje się granica ze Słowenią. W końcu docieramy do Postojnej znanej z bodaj największej jaskini w Europie i tu nocujemy na kempingu. Niestety nie ma czasu na zwiedzanie jaskini:(
Upał. Podjeżdżamy na Bańskie Vrata 1083 m n.p.m. a potem zjazd do samego Adriatyku do miejscowości Novi Vinodolski. Następnie odpoczynek w miejscowości Selce na "darmowym" kempingu.
Z Jasterbarska jedziemy na Karlovec potem Ogulin, gdzieś w tych okolicach łapie kapcia i tracimy 40 minut na zmianę dętki. Przejeżdżamy przez Jasenak i próbujemy jeszcze podjechać na przełęcz Bańskie Vrata 1083 m n.p.m. (ostatnia przeszkoda na drodze do morza) ale nie udaje się bo noc nas dopada. Wracamy do Jasenaka i tam nocujemy u gościa który ma 2 domy w Rijece i 2 w Jasenaku. Szybki prysznic i regeneracja.
Zwijamy szybko obóz i ruszamy w trasę. Z Varażdina udajemy się do Ivaneca dalej Zabak - przedmiescia Zagrzebia. Zazcynają się górskie tereny. Podczas wjazdu na jedną z przełęczy mam problem z pedałem. Oberwała się połowa gwintu. Na szczęście dzięki pomocy miłych Chorwatów naprawiamy uszkodzenie. Łapiemy się jeszcze na smaczną kolację i podziękowawszy ruszamy dalej. Nocleg na gospodarza. Piwo, cola kawa i pogaduchy. Na koniec dostajemy jeszcze prezent w postaci koszulek.
Znowu upał. Tereny zmieniają się z płaskich na pagórkowate. Robi się ciekawiej. Przejeżdżamy szybko przez Węgry - Bak - Lenti - Lendava i wkraczamy do Chorwacji - Cakovec i nocujemy przy jeziorze w Varażdinie. Łapiemy się na nocleg przy jakichś niby ogródkach przyjeziernych. Super sprawa Chorwaci częstują winem, piwem i zostawiają klucze od domku. Komary tną jak wściekłe. Nawiązujemy znajomość z kotem Sztefkiem jego synem i no name psem który potem śpi obok mnie.
Rankiem wyruszamy z okolic Hanty i kierujemy się w stronę Warpaloty a następnie nad Balaton Fured. Początkowo mamy kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego miejsca na nocleg wszystkie pola namiotowe cholernie drogie ale w końcu decydujemy się. Nad Balatonem jedziemy częściowo ścieżką rowerową która prowadzi wokoło jeziora a częściowo drogami aby przyspieszyć. Z nieba leje się żar ale to nam zbytnio nie przeszkadza co widać po dystansie:)